Kujawsko-Pomorski Związek Koszykówki

Wszystkie rozgrywki

Proszę czekać...

news

20.03.2014

Odsłon: 305

Ilona Kamińska

?Shmoolky? zapraszają na mecz o mistrzostwo 3. ligi mężczyzn oraz dwudziestolecie istnienia drużyny

 

 

 

 

 

 

 

Na początku lat 90. grupa nastolatków ze Szmulek założyła amatorską drużynę koszykówki. Teraz, po wzlotach i upadkach, weterani ze Shmoolek walczą o drugą ligę i snują plany o budowie koszykarskiej piramidy po prawej stronie Wisły. W sobotę o 18 w hali DOSiR przy Jagiellońskiej drużyna z Pragi Północ zagra z zespołem Kozienic o pierwsze miejsce w mazowiecko-podlaskiej trzeciej lidze, czyli na czwartym poziomie krajowych rozgrywek. Shmoolky wygrały dotychczas aż 23 z 25 spotkań i awans do baraży o drugą ligę mają zapewniony. "Wszyscy na Shmoolky!" - zachęcają organizatorzy dodając, że ostatni w tym sezonie mecz u siebie to okazja do świętowania 20. rocznicy powstania drużyny. Sercem Shmoolek jest Tomasz Wakulski, który w tym roku skończy 38 lat. Sercem, czyli jednym z założycieli, wieloletnim liderem, a obecnie prezesem, trenerem, zawodnikiem oraz - jak sam mówi - sprzątaczką. A także prezesem i trenerem grup młodzieżowych w UKS Jagiellonka, która działa przy podstawówce i gimnazjum im. Królowej Jadwigi przy Jagiellońskiej.

Bulls na Kijowskiej

"Wakula" zna chyba każdy, kto w latach 90. odbijał w Warszawie pomarańczową piłkę. Charakterny rozgrywający, świetny strzelec, czołowy gracz WNBA, którą ze Shmoolkami wygrywał, zwycięzca streetballowych turniejów - tych oficjalnych, z fundowanymi nagrodami, i tych nieoficjalnych, które do późnych godzin nocnych rozgrywano na Agrykoli lub pod Pałacem. - Ten, kto wygrywał, zostawał na boisku. A my czasem z niego nie schodziliśmy - wspomina. Rozmowa z Wakulskim to dryfowanie między wspomnieniami i planami, podczas którego z horyzontu nie znikają Praga i Szmulki. - Tu się urodziłem, wychowałem, skończyłem podstawówkę, liceum, tu pracuję. Jestem stąd, za Pragę dałbym się pokroić, mentalnie zostanę tu do końca życia - mówi Wakulski. - Tylko że teraz mieszkam w Ząbkach, bo na Pragę mnie nie stać, Praga robi się modna, pojawiają się knajpy, wydarzenia kulturalne. Fajnie byłoby wpleść w to sport - dodaje. Wielkie tradycje koszykarskie, które ma Warszawa, Pragę omijały. Najlepsi - Legia, Polonia, AZS AWF czy Skra - grały na lewym brzegu Wisły. Ojciec Tomasza, Maciej Wakulski, wspólnie z kolegą ze szkolnej ławki Włodzimierzem Szaranowiczem jeździli na Marymoncką, by oglądać "Czarodziejów z Bielan", efektowną drużynę AWF. Na początku lat 90., gdy Szaranowicz zaczynał komentować NBA, koszykówka oczarowała grupę nastolatków z Pragi. - Zaczynałem, tak jak moi koledzy, późno, dopiero w wieku 16 lat i od zera. Poszedłem do liceum, gdzie WF-u uczył mój tata, a wszyscy, pod wpływem boomu na NBA, chcieli grać w kosza - mówi "Wakul". Z kumplami, m.in. z Jackiem Czyżem, z którym mieszkał w bloku, i Marcinem Teklakiem, obecnie znów zawodnikami Shmoolek, zaczynali na boisku przy Kijowskiej, gdzie do dzisiaj na środku namalowany jest byk z logo Chicago Bulls. - Nie pamiętam, jak się nazywał ten chłopak, który go malował, ale pamiętam, jak to robił - kwadrat po kwadracie przekładał logo z plakatu na asfalt. Administracja osiedla odnawia tego byka do dziś, on musi mieć ze 20 lat - wspomina Wakulski.

Zła sława Szmulek

Boisko przy Kijowskiej nie było jedynym w Warszawie, które miało namalowanego chicagowskiego byka. Szmulki nie były też jedynym osiedlem, na którym powstała amatorska drużyna koszykówki. Kiedy pod koniec 1992 roku na fali rosnącej popularności koszykówki ruszał Warszawski Nurt Basketu Amatorskiego, w amatorskiej lidze grało aż 112 drużyn (obecnie, w 43. edycji, w WNBA występuje 37 zespołów). Wakulski z kolegami nie dołączyli do niej od razu, zgłosili się na początku 1994 roku. - Z chłopaków grających na Kijowskiej w drużynę nas zorganizował mój tata. Załatwił nam treningi na małej sali w szkole, w liceum przy Objazdowej, pomógł zdobyć pierwsze stroje, a kiedy zgłosiliśmy się do WNBA, został naszym pierwszym trenerem. W drużynie byli same chłopaki ze Szmulek, poza Arturem Kobiałko, który dojeżdżał z Ursynowa, ale do liceum chodził na Pradze - mówi Wakulski. Pierwszy skład wymienia powoli, ale pewnie: - Nasza trójka, czyli ja, Jacek Czyż i Marcin Teklak oraz Bartek Morski, Adrian Koszela, Artur Kobiałko, Przemek Grzybek, Rafał Milewski, Paweł Grzelak, Dominik Rosłaciec, Antonio Daykola, Kamil Kolasiński, Michał Wilhelm i Maciek Sarna. Roczniki 1974-77 z praskich szkół. Żaden z nas nie miał za sobą szkolenia w klubie, nic. Shmoolky powoli pięły się w hierarchii WNBA, a Szmulki okrywały złą sławą. W "Gazecie Stołecznej" jeszcze w 1998 roku ukazał się artykuł o młodocianych przestępcach o takim początku: "Mają po 14-15 lat. Urodzili się i wychowali na Szmulkach. Na koncie mają: pobicia, wymuszenia, telefony o podłożeniu bomb". - Jak szedłem gdzieś na imprezę i mówiłem, że jestem ze Szmulek, to widziałem, że wzbudzam obawy. Praga nie była wtedy bezpieczną dzielnicą, ale Szmulki były jej najgorszą częścią - przyznaje "Wakul". - Początek lat 90. w Warszawie to była samowolka i pamiętam, że u nas wybuchały bomby, latały noże, działy się różne rzeczy. To było ciężkie miejsce. Myślę, że niektórym pewne obrazy pomogły wybrać drogę życiową i uniknąć złego kierunku. Teraz jestem na Pradze nauczycielem i staram się dawać dzieciom sportową wędkę, by odciągnąć ich komputera, alkoholu czy narkotyków - wiem, z czy walczę. Kiedyś zagrożeniami były dla nas kradzieże i dilerka.

MGM DOSiR z Trybańskim

Nazwa drużyny była dla chłopaków oczywista. - Byliśmy ze Szmulowizny, czyli ze Szmulek. A angielską pisownię zobaczyłem kiedyś wypisaną spray'em na murze. Spodobała mi się, wtedy był boom na NBA, USA. Podpasowała nam - opowiada "Wakul". Zdeterminowana i nieźle zorganizowana drużyna przez czwartą, trzecią i drugą ligę WNBA przeszła jak burza, na lata zadomowiła się w pierwszej. - Mistrzostwo zdobyliśmy dwa razy, ja sześć razy byłem królem strzelców - wspomina Wakulski. - Pamiętam, że rywalizowaliśmy m.in. z drużyną L&L Kancelaria Prawnicza, w której grał obecny trener Rosy Radom, a wcześniej Polonii Wojtek Kamiński. Z nim mieliśmy zresztą dłuższą przygodę, bo Shmoolky się rozwijały i na Pradze robił się boom na basket. I kiedy Marek Rybiński chciał stworzyć drużynę trzecioligową, to - także z inicjatywy mojego taty - powstała ona na Pradze. MGM DOSiR Praga Północ zasługuje na osobny artykuł. Była to drużyna amatorów, którą w 1997 roku Rybiński, założyciel WNBA, zgłosił do rozgrywek trzeciej ligi. Poza Kamińskim oraz Wakulskim i Czyżem ze Shmoolek grali w niej, uwaga, Cezary Trybański i Przemysław Lewandowski. Ten pierwszy, wówczas 18-latek, kilka lat później został pierwszym Polakiem w NBA. Drugi, rok starszy, zaliczył kilka solidnych sezonów w ekstraklasie. - Z Czarkiem wspominamy sobie czasem tamten sezon, ostatnio obiecał mi, że przyjedzie po sezonie do moich dzieciaków z Jagiellonki - mówi Wakulski. I dodaje: - Po sezonie w MGM, kiedy Czarek i "Lewy" dostali propozycję z Pruszkowa, ja też mogłem tam iść. Oni się zdecydowali, ja nie. Nie znałem świata koszykówki, dla mnie amatorka, Shmoolky, to było wszystko. Czarek z "Lewym" zrobili kariery, ja zostałem. - Być może zrobiłem błąd, ale... Nie żałuję, realizuję się teraz jako trener i próbuję się ruszać na stare lata - śmieje się "Wakul".

Gortat z koszulką Jagiellonki

Shmoolky były czołowym zespołem WNBA i nie tylko sportowo wiodło im się dobrze. - Wspierała nas dzielnica, bardzo pomagał nam radny Ireneusz Tondera, który załatwił obiekt. To był ewenement, bo byliśmy amatorską drużyną, a dwa razy w tygodniu, nieodpłatnie, trenowaliśmy w nowej wówczas hali na Szanajcy, gdzie potem grał Pułaski - młodzieżowy klub, który był w pewnym sensie następstwem tego, co zaczęły Shmoolky, a kontynuował, przez rok MGM. Ale po tłustszych latach Shmoolek w amatorsko-streetballowym środowisku, przyszły chudsze. Na Pradze zmieniła się opcja polityczna i władze dzielnicy przestały wspierać zespół, a zawodnicy, łącznie z trzonem Wakulski, Teklak, Czyż, zaczęli grywać w drużynach ligowych - Legionie Legionowo, Polonii, SKK Siedlce. Do ekstraklasy nie doszli, ale w drugiej i pierwszej lidze występowali. A Shmoolky zaczęły się rozpadać, w końcu wycofały się z WNBA. Wakulski z koszykówką jednak nie zerwał, został trenerem w Jagiellonce. - Najpierw była dwójka trenerów, potem to grono rosło. Teraz jest sześciu, choć jesteśmy w dołku w porównaniu z latami, gdy mieliśmy drużyny w aż 11 cyklach rozgrywkowych. Obecnie gramy tylko w trzech, ale np. młodzików z rocznika 2000, którzy w komplecie uczą się w naszym gimnazjum przy Jagiellońskiej, uważam za jeden z najsilniejszych zespołów w Polsce. Grają w nim m.in. młodszy brat Mikołaja Motela czy syn Przemka Lewandowskiego - mówi Wakulski. - Większość chłopaków jest z Pragi, choć chodzą do różnych warszawskich szkół. Wśród nich jest dwóch zawodników, którzy wygrali kampy Gortata - Maks Motel i Czarek Karpik - i w nagrodę pojechali do USA. To był dla nich impuls do pracy, a Marcin dostał od nas specjalnie zrobioną dla niego koszulkę Jagiellonki - dodaje trener młodzieżowego klubu.

Mają Damax, dają maks

- Ostatnie lata są dla nas chude, ale patrząc szerzej, to uważam, że jesteśmy w czołówce klubów szkolących młodzież w Warszawie obok Polonii czy MKS Ochota - uważa Wakulski. Jagiellonka w pierwszej dekadzie XXI wieku nie poprzestała jednak tylko na szkoleniu młodzieży - zespół, w którym grali także warszawscy weterani (m.in. Teklak, Czyż, Marcin Balicki czy Konrad Opalski) przez sześć sezonów rywalizował w trzeciej lidze. - Dwa razy zdarzyło się, że graliśmy w barażach o drugą ligę, w sumie rozegraliśmy w trzeciej lidze sześć sezonów. Ale poza moimi kolegami graliśmy także wychowankami. Był też moment, że do Jagiellonki przychodzili zawodnicy z innych klubów - z Polonii, z Pruszkowa, a nawet z Żyrardowa - mówi "Wakul", który nie zapominał wtedy o Shmoolkach. - Kiedy postanowiliśmy oddzielić drużynę seniorską, trzecioligową, od młodzieży, by z pieniędzy na szkolenie dzieciaków nie byli finansowani seniorzy, wybór był naturalny. Tym bardziej, że ja ciągle chciałem zrobić coś ze Shmoolkami, zaistnieć poza Warszawą. W lecie 2013 roku amatorska drużyna zyskała osobowość prawną. - Zarejestrowałem stowarzyszenie i zacząłem rozmawiać z Robertem Siczkiem, fanatykiem sportu z budowlanej firmy Damax, który wcześniej wspierał trochę Jagiellonkę, o zgłoszeniu drużyny do trzeciej ligi. I w końcu zgłosiłem do niej Shmoolky - opowiada Wakulski. Poziom trzeciej ligi jest kiepski, grupa doświadczonych killerów z asfaltowych boisk nie może mieć problemów z rywalizacją z podobnymi im zespołami lub mniej lub bardziej przypadkowymi drużynami złożonymi z koszykarzy lig amatorskich bądź juniorskich. Potwierdzają to słowa Wakulskiego: - W pierwszym tygodniu września miałem tylko pięciu ludzi do gry, przed pierwszym meczem trenowaliśmy może z sześć razy, zebraliśmy ośmiu zawodników. I zaczęliśmy wygrywać. - Chętnych do gry szukałem na Facebooku, krąg zainteresowanych znajomych się rozszerzał - kontynuuje "Wakul". - W październiku miałem już około 30 chętnych i musiałem im dziękować. Założyliśmy profil na Facebooku, potem klubową stronę, zaczęliśmy się trochę promować. Teraz pomaga nam Michał Beta, który kilka rzeczy w lokalnym baskecie już wypromował, a wspominany już Ireneusz Tondera sprawił, że znów pomaga nam trochę DOSiR udostępniając nam obiekt za mecze, kolega z WNBA Marek Grabowski z firmy Uffo zrobił nam stroje, finanse na opłacenie rozgrywek, sędziów, wyjazdów zapewnia Damax.

Prawobrzeżna piramida?

Przed sobotnim meczem z Kozienicami Shmoolky przegrały tylko dwa mecze - w Białymstoku, gdzie pojechały osłabione oraz właśnie w Kozienicach. Drużyna liczy na awans. - Nie mówimy, że będzie łatwo, że na pewno się uda, bo trzeba przebrnąć przez baraże. Ale czujemy, że mamy szansę. Trenujemy rzadko raz, czasem dwa razy w tygodniu, ale jakąś tam moc stworzyliśmy. Chcemy awansować, rozmawiam z Damaksem, a także z innymi firmami, o ewentualnej drugiej lidze - mówi Wakulski. Ale awansować to jedno, a grać to drugie. Po pierwsze: poziom drugiej ligi, choć w żadnym wypadku nie jest wysoki, to jednak jest wyraźnie wyższy niż trzeciej. A po drugie, ważniejsze: na rozgrywki potrzeba więcej pieniędzy. Dużo więcej. W tym sezonie Shmoolky wydały 20 tys., dwa turnieje barażowe mogą pochłonąć kolejne 10 tys. Tymczasem drugoligowcy już w czerwcu powinni przedstawić gwarancje finansowe na 200 tys. Czy to możliwe, by amatorzy ze Shmoolek szarpnęli się na taki poziom finansowy i sportowy? Wakulski w to wierzy, bo ma coś do udowodnienia sam sobie: - Przez pięć lat w ogóle nie grałem w kosza, jestem po poważnej operacji kolana. Marcin Teklak też miał zerwane więzadła krzyżowe. W wielu meczach tego sezonu nie grałem, bo nie byłem w stanie, ale pracuję nad sobą cały czas. Powiedziałem sobie, że jak nie spróbuję teraz, w wieku 38 lat, to za rok, dwa, nie spróbuję już na pewno. - Moje serce jest tak związane ze Shmoolkami, że chcę - razem z Marcinem i Jackiem - zakończyć karierę grając nie tylko w Warszawie, ale też w drugiej lidze - tłumaczy "Wakul". Ale druga liga to nie tylko marzenie blisko 40-letniego już weterana. To część większego planu. - Pomysł jest taki, by Shmoolky zajmowały się seniorami i juniorami, a Jagiellonka - młodzieżą z gimnazjum i podstawówki. Chciałbym też znaleźć kluby, które chciałyby współpracować w tworzeniu piramidy. Czy to się uda? "Wakul" nie jest pierwszym, który chce w Warszawie tworzyć podobną budowlę. Skoro nie udało się Polonii 2011, którą finansowo wspierał Mostostal, dlaczego ma się udać przy Jagiellońskiej? Ale nie wypada nie trzymać kciuków. Wakulski zauważa, że Praga to obecnie jedyna dzielnica Warszawy, która ma trzy koszykarskie kluby - Pułaskiego, który w 2003 roku zdobył mistrzostwo Polski kadetów (wychowankowie Michał Nowakowski, Michał Świderski czy Michał Aleksandrowicz grają w ekstraklasie lub pierwszej lidze) oraz wspominane Jagiellonkę (Mikołaj Motel gra w Legii, a Łukasz Fronc i Przemysław Słoniewski - w Polonii) i Shmoolky. - Moje marzenie to stworzenie koszykarskiego ośrodka po prawej stronie Wisły. Nie tylko z klubów praskich, bo Praga to mała dzielnica. Choć, w dużej mierze dzięki temu, co zaczęliśmy robić 20 lat temu, już koszykarskim fundamentem - kończy "Wakul".

Autor: Łukasz Cegliński

 

Decathlon Mazowsze Molten
Obraz